życzenia

ZMIERZCH - Angela&Ben

Miniatura z pojedynku z Nelennie. Jest słodko. Może nawet trochę za bardzo, ale miałam taką fazę.
Życzenia w domyśle miały być czymś zupełnie innym, ale po pięciu stronach w Wordzie, które były dziwnymi fragmentami, wziętymi nie wiadomo skąd, moja wena usiadła na biurku, zamachała nogami i kazała mi sprawdzić pocztę. I wtedy zrozumiałam, o co jej chodziło. Teraz więc zapraszam na Życzenia, które mają w sobie mniej jesieni, niżbym chciała.
PS. A w skrzynce żadnego maila nie było.


Zbetowała pijana_wiatrem.

Życzenia

Jesień wielkimi krokami zawitała do Seattle, momentalnie dekorując drzewa i ulice kolorowymi liśćmi i okrągłymi kasztanami. Dnie stawały się coraz krótsze, a ranki coraz ciemniejsze. Coraz częściej padało. Czasami deszcze i wiatry przenosiły razem ze sobą liście, które opadały w najróżniejszych miejscach – na dachach i na szybach, ścianach i gałęziach drzew – co nie irytowało mieszkańców, tylko wywoływało uśmiech na ich twarzach. Choć w większości przypadków był to uśmiech, za którym krył się komunikat: jakie szczęście, że nie muszę tego sprzątać.
Angela Weber nienawidziła poranków. Angela Cheney nienawidziła ich jeszcze bardziej.
Kiedy obudziła się z przepięknego snu, oczy natychmiast podrażniło jej ostre światło, więc nakryła głowę kołdrą i odwróciła się na drugi bok. Miała szczery zamiar zafundować sobie jeszcze kilkanaście minut snu, postanowiła więc sprawdzić, ile czasu ma na to lenistwo. Ostrożnie wynurzyła się spod kołdry i zamarła. Podświetlany zegar oznajmił jej, że jest godzina jedenasta, trzynastego września. Urodziny Belli Swan.
To był ten dzień w roku, który wolałaby przespać.
Dawniej darzyła Bellę głęboką przyjaźnią – nawet, kiedy dziewczyna popełniała głupie i niekiedy niebezpieczne dla życia decyzje, jak te nieszczęsne skoki z klifu. Prawie się zabiła, o czym jej przyjaciele dowiedzieli się oczywiście z opóźnieniem. Z równym opóźnieniem dowiedzieli się też, że ta decyzja prawie zabiła jej chłopaka i Bella musiała go ratować. Pojechała więc do Los Angeles, przywiozła ze sobą Edwarda i kołomyja zaczęła się od nowa. On zdecydowanie był ideałem, a jak wiadomo, ideały nie istnieją, więc Angela miała poważne powody do obaw. Od wygłaszanych patetycznym tonem kwestii Romea coś ściskało ją w żołądku – nie, bynajmniej nie z zazdrości. Zdecydowanie bardziej wolała chodzić z Benem do kina na azjatyckie filmy akcji, niż przez dwadzieścia cztery godziny na dobę słuchać Szekspira.
Niestety, Belli najwyraźniej bardzo to odpowiadało – toteż po zakończeniu liceum wzięli ślub.
Angela westchnęła głęboko. Nie ma to jak zaczynać dnia od ponurych myśli. Przetarła dłońmi oczy i powoli wstała z łóżka.
***
Cześć, Bello!
Piszę dzisiaj do Ciebie…

Właściwie, po co?
Nerwowo zapukała palcami w blat biurka i przez moment zapatrzyła się na krajobraz za oknem. Z drzew spadały wielkie, złoto-rude liście, chwilę tańczące na wietrze, by zaraz opaść ciężko na ziemię. Sięgnęła po leżące na talerzu jabłko, przez moment podrzucała je w dłoni, a na końcu ugryzła.
Jabłka zawsze kojarzyły jej się z jesienią.
Ponownie skierowała dłoń ku klawiaturze.

… żeby złożyć Ci życzenia urodzinowe. Może o nich zapomniałaś, w końcu…

W końcu z Edwardem zapomniałaby każda kobieta – miała już sarkastycznie napisać, ale się pohamowała. Niezależnie od decyzji Belli nie miała prawa jej krytykować. Za co zresztą? Ponieważ wybrała szczęście?
No, szczęście jest tu akurat pojęciem względnym…
Jakby to było wczoraj, pamiętała Bellę, żalącą się jej z problemów z Edwardem, który ograniczał jej dostęp do Jacoba Blacka. Angela nigdy nie mogła tego zrozumieć, Bella nie była przecież dzieckiem, które trzeba prowadzić za rękę i wybierać zabawki, czy wydzielać czas na zabawę. Była dorosła, a Edward nie był jej ojcem. Może dla Belli był to przejaw troski, ale dla wszystkich innych oznaki paranoi.

…nie wszyscy lubią sobie o nich przypominać. Ze swojej strony chciałabym jednak życzyć Ci…

Ha. Teraz trzeba się będzie popisać. Czego można życzyć Belli?
Nie odzywała się do nikogo od paru dobrych lat, poza okazjonalnymi e-mailami. Chociaż… może to znaczyło, że nie zdarzyło się nic nowego. Najwyraźniej nie miała żadnych poważnych problemów, ale Angelę to bolało. Nie wiedziała nawet, gdzie przyjaciółka mieszka. Podejrzewała, że wcale nie w San Francisco, jak kiedyś napomknęła.

… zdrowia, szczęścia i wszelkiej pomyślności…

„Nie, zbyt formalnie” pomyślała. Zniecierpliwiona uderzyła ręką w stół. Prawie nic o tej dziewczynie nie wiem! Znam ją ponad pięć lat, a nic o niej nie wiem!
Ze złości wyrzuciła nadgryzione jabłko do stojącego obok kosza. Nagle jej uwagę przykuło stojące na biurku zdjęcie całej jej „paczki” z liceum. Gdzieś z tyłu była Bella. O, nawet się uśmiechała.

… a także tego, żeby wszyscy, których kochasz…

Cóż, ta lista nie byłaby chyba taka długa. Edward i cała jego rodzina… jej rodzice… może dawni przyjaciele…
Tylko dlaczego w takim razie do nikogo nie napisała? Chciała się odciąć od świata? Sama powiedziała kiedyś, że żal jej będzie opuszczać Forks. Dlaczego więc to zrobiła? I to na zawsze?

... byli z Tobą, kiedy będziesz tego potrzebować.

Przebiegła wzrokiem wiadomość. Nie była taka ciepła, jak zwykła kiedyś pisać. Czy też, pisała przez pierwsze parę miesięcy. Dwadzieścia nieprzeczytanych wiadomości. Bella nie wiedziała nawet, ile rzeczy ją ominęło.
Angela poczuła, że zbiera jej się na płacz. Czym prędzej podpisała wiadomość i wcisnęła „wyślij” u dołu ekranu. Nie miała siły na postscriptum.
***

Tego samego dnia wieczorem Ben zaciągnął swoją niegdyś dziewczynę, obecnie żonę, przed kominek. Miał cichą nadzieję na spokojny wieczór w jej towarzystwie, po całym dniu ciężkiej pracy i ostrej reprymendy od ordynatora. Doprawdy. Angela miała szczęście, że wzięła urlop.
- Au, Ben, wciskasz mi kant w udo – poskarżyła się Angela.
- To weź mi nogę z kolana – poprosił. Ang mruknęła coś pod nosem, ale zrezygnowała z wygody na rzecz braku bolesnego siniaka.
- A swoją drogą, co to jest? – zaciekawiła się.
Dobre pytanie. Książka, sądząc po kształcie, była owinięta w szary papier, co chwilowo uniemożliwiało jej rozpoznanie. Dziewczyna podejrzewała jednak, że nie była to praca o fascynujących zastosowaniach epinefryny w przypadku chorób nowotworowych, wymyślona przez zapalonego studenta, który nie wiedział, na co się pisze, drukując ją lub oddając koledze do przejrzenia.
Ben z uśmiechem na twarzy odsłonił pierwszą stronę.
- Album – wyjaśnił prosto.
Angela nieco się zdziwiła, ale nic nie powiedziała. Nie dopytywała się o wszystko, jak wiele znanych Benowi dziewczyn, w tym Jessica. To była jedna z wielu rzeczy, za które kochał swoją żonę. Z wzajemnością.
Na pierwszym zdjęciu widać było właśnie Angie, Jessicę i Bellę, stojące przed szkołą. O ile Jess tryskała energią, o tyle Bella zdawała się być pogrążona we własnych myślach.
„Nic dziwnego. Edward Cullen już wtedy zaprzątał ją bez reszty” pomyślała Ang z lekkim niesmakiem.
Ben zauważył, że się skrzywiła. Przerzucił stronę i prawie zamarł na widok swojego zdjęcia – tak, tego zrobionego nieuczciwie i z zaskoczenia.
Tutaj to on siedział na ławce, pogrążony w komiksie, a okulary zjechały mu prawie na koniec nosa. W brązowe włosy zaplątał mu się liść, czego chłopak zdawał się nie zauważać. Angela parsknęła śmiechem.
- Już zapomniałam, jak zaczytywałeś się w tych gazetach – przyznała wesoło. – I jak śledziłeś te wszystkie azjatyckie filmy akcji.
- A potem się ożeniłem – westchnął głęboko, a Angela delikatnie uderzyła go po ramieniu. Nie miała dość siły, aby naprawdę go to zabolało, ale sam gest był wymowny.
- Sugerujesz, że ograniczam twoją wolność osobistą? – zapytała swoim ulubionym, niewinnym tonem. On też go lubił – to była jedna z wielu rzeczy za którą ją kochał.
- Ależ skąd… Nie śmiałbym.
Tym razem roześmiali się oboje. Angela przyłożyła policzek do jego ramienia i stwierdziła, że nawet Bella Swan ze swoim Edwardem Cullenem nie może być szczęśliwsza od niej.
I, w gruncie rzeczy, miała rację.

Le fin.

3 komentarze:

  1. Hahaha, dobre :D Wreszcie ktoś trochę "dowalił" Belci i jej, nie wiadomo dlaczego, uważanemu za idealnego związkowi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękna historia. Nie jestem fanką zmierzchu, nie czytałam nigdy więcej niz rozdziału książki, który wmusiła mi przyjaciółka, ogarnięta wszechobecnym wówczas szałem na "zmierzch". Ale mimo to, wiem o co chodzi w tej książce, widziałam kiedyś nawet film ( o zgrozo, wolę do tego nie wracać), i nigdy nie uważałam związku Belli i Edka za idealny. Było w nim coś tak napompwanie sztucznego. I to, co przedstawiłaś tutaj jest... prawdziwsze. To jest prawdziwe życie. Ale mimo to, taki człowiek raczej jest szczęśliwszy niż ta wyidealizowana rodzinka Cullenów. Dobrzr jest czasem trafić gdzieś przez przypadek.
    Devrait [butterfly-circus.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz ;) Zgadzam się, też nienawidzę tej pary i nie rozumiem, czemu taki toksyczny związek stawia się na wzór dla całego świata, o wiele bardziej podoba mi się życie Angeli ;)
      Mam taką nieśmiałą nadzieję, że nawet jeśli trafiłaś przypadkiem, to może zostaniesz na dłużej? :)

      Usuń