bombonierki faszerowane

Dziewczynom. Za rozmowy długie i krótkie, niebieskie oczy, popcorn, a także śmianie się mimo wszystko.
PS. Ponieważ tekst podobno jest niezrozumiały (nie, nie podobno, faktycznie może być niezrozumiały), chciałabym zaznaczyć, że to jest DIALOG DWÓCH POSTACI. Ciągle tych samych we wszystkich scenach.
Chociaż moim zamysłem było to, żeby czytelnik sam sobie mógł powiedzieć, o ilu osobach czyta, i nie ze wszystkimi się utożsamiać ;)
____________________________________________________________________________________________________


- Dzień dobry.
- Raczej dobry wieczór, mhm. Pachniesz piwem.
- W końcu mamy Oktoberfest.
- W końcu mamy maj i mieszkamy we Francji.
- Niemcom nie robiło to większej różnicy.
- Znowu próbowali was uczyć kultury picia?
- Jakbyś zgadła.
- I co?
- Dwie tapicerki do wymiany, w tym ta w samochodzie szefa.
- Auć. W tym Lexusie?
- Nawet nie chcę sobie wyobrażać, ile będzie musiał za to zapłacić.
- A nie może im po prostu wysłać rachunku?
- Chyba tak zrobi. Aaaale ja jestem zmęczony. Idziesz spać?
- Jeszcze nie, mam wenę twórczą.
- Co rysujesz?
- Piszę. CV.
- Tylko błagam, nie rozpisuj w punktach swoich umiejętności obsługi urządzeń biurowych. Zwłaszcza, że średnio ogarniasz nawet ekspres do kawy...
- Idź spać i daj mi spokój.
- … nie mówiąc o niszczarce, zszywaczu i... hej, to bolało! Dobra, dobra, już idę, tylko odłóż tę książkę z powrotem!

***

- Agentka 505, wchodzisz na trzy, dwa, osiem, teraz!
BUM!
Stać w imię prawa!

- Matko, jakie to durne.
- Coś ty? Nie lubisz Agentki 505 i jej znikających bomb wodorowych?
- Ten film przebija nawet przyjaźń ze śmiercionośnym, inteligentnym samolotem.
- Obawiam się, że nawet „Titanica".
- Nie przesadzajmy...
- No tak, ty przecież lubisz takie tanie wyciskacze łez.
- Tam chociaż nie próbują zamaskować wątku miłosnego wojną w Korei.
- Jakiej Korei? Tego, chciałem powiedzieć, jaką wojną?
- Militarną.
- BUM!!!
- No i pięknie. Rozsypałaś cały popcorn.
- To trzeba go było trzymać. Siedź cicho i spróbuj to pozbierać.
- Rany, jakie ty masz zimne ręce.

***

- Cześć, będziesz jadła obiad?
- Dzięki, nie jestem głodna.
- Poważnie? Ale na pewno? Nie chcesz spróbować szpinakowej mazi rozmazanej na rozgotowanym makaronie?
- Cholera. Mój brat znowu przejawiał ambicje kucharskie?
- Nie, to ja. Zasnąłem na chwilę nad książką.
- Drzemka w środku dnia? Źle się czujesz?
- Nie, to ciśnienie. Albo raczej fakt, że ktoś nie dawał mi spać przez całą noc.
- Przecież przeprosiłam! Zresztą trzeba mnie było obudzić, nie panuję nad swoimi kolanami przez sen.
- Ale żeby tak perfidnie w kręgosłup...
- Zawsze jest jeszcze kanapa.
- Dobrze, dzisiaj cię tam wyniosę.

***


- Witam, witam! Śniadanko?
- Na Boga, kobieto... ciszej...
- Widzę, że po wczorajszym męczy cię niesamowity ból głowy?
- Żeby tylko... chociaż zupełnie nie pamiętam powrotu do domu.
- Z pewnością trudno to było zapamiętać. Rob i Thomas dostarczyli cię koło drugiej.
- Mocno byłem pijany?
- Nawalony jak autobus. Ale nawet kontaktowałeś, chociaż usiłowałeś obudzić całe osiedle swoją namiętną interpretacją „Marsylianki".
- Tak?
- Yhm. A kiedy zatkałam ci usta szalikiem, zapomniałeś, jak artykułować dźwięki inne niż „kocham cię".
- Coś jeszcze?
- Zdaje się, że miałeś niezwykły przypływ sił i postanowiłeś w końcu zaszpachlować dziurę w łazience, ale nie mogłeś znaleźć gipsu. Wtedy siły odeszły i osunąłeś się prosto na łóżko.
- Czyli mogło być gorzej...
- Na pewno. Jesteś głodny, kochanie? Bo przypominam ci, że za dwie godziny mamy być u mojej matki na rodzinnym obiedzie.
- Jednak zmieniam zdanie. Gorzej być nie mogło.

***

- Wolisz misia-pederastę czy słonia w emo-kratkę?
- A mam jeszcze innym wybór?
- Nie sądzę. Ciekawe, kto projektował te zabawki. Chyba jednym jego celem było skrzywdzenie psychiki niewinnych dzieci.
- Z pewnością napędzi to koniunkturę, ale proszę cię... musimy coś wybrać dla mojego siostrzeńca, bo Anne mnie zabije.
- Przecież ten maluch dopiero się urodził. Nie wystarczy mu ciepły kocyk?
- Nawet tak nie mów przy Anne. Albo przy jej mężu.
- Kochanie, to, że twój szwagier jest szurnięty, nie znaczy, że musi się nam to udzielać. Chodź, kupimy młodemu kocyk ze wszystkimi bajerami, z melodyjką czy czymś tam.
- Raczej czymś tam. Ale dobrze. Tylko poszukaj takiego, z którego łatwo schodzą wszystkie plamy, Anne ma te wszystkie ekologiczne proszki i mydło ługowe...
- Ja tam będę prał naszym dzieciom kocyki w soli i soku z cytryny. Albo w ogóle nie będę ich prał, wywieszę je na deszcz.
- Tak, i będziemy im robić zabawki z ciecierzycy.
- I wychowamy na aktywistów Greenpeace.
- A zamiast łóżeczek będą miały hamaki pod sufitem.
- Będą piły sok z kaktusa zamiast coli.
- To chyba już powinieneś go zacząć hodować, taki kaktus musi sporo wyrosnąć, zanim puści sok.
- O czymś takim akurat nigdy nie słyszałem.
- Bo nie czytasz ulotek proekologicznych.

1 komentarz:

  1. Rozmowy... nader specyficzne. Zabawne. Raczej prawdziwe. Brak w nich sztuczności. I nie wiem czemu widzę niewysoką brunetkę i wyższego mężczyznę o czarnych włosach, są młodzi. Choć może to wywołane ostatnio, dość bujnym życiem miłosnym najdziwniejszej garstki znajomych, w których sam środek chcąc nie chcąc zostałam wciągnięta, i to na własne życzenie.
    Devrait [butterfly-circus]

    OdpowiedzUsuń